Do VAN docieramy w iście ekspresowym tempie... tzn. jeden z naszych kierowców był ponoć kierowcą rajdowym przez dwa lata... chociaż tu wszyscy są kierowcami rajdowymi... ;) Ten jednak jest naprawde rajdowy, jest rzeczoznawcą samochodowym i pracuje dla firmy ubezpieczeniowej. Z uśmiechem pokazuje mi licznik kiedy jego nowa skoda octavia osiąga prędkość 200km/h :)
W Van rozbijamy nocleg w parku niedaleko stróżówki naszego Pana ochroniarza i następny dzień nie robie totalnie nic. Pierwszy raz podczas mojej drogi słucham mojej mp3 :))) Boże jakie to miłe uczucie posłuchać mojej muzyki, szczególnie tej w języku polskim :) Od razu przypomina mi się moje spacerowanie alejami Warszawy :)) Miło :)) Niestety jezioro Van przynajmniej w okolicy parku jest brudne i smierdzące więc z wymarzonej kąpieli nici... przynajmniej dla nas... Krowy cieszą się kąpielą w najlepsze... Widać że to ich miejsce :)
Po południu jedziemy do miasta na przechadzkę i jedzenie. Wszechobecne "what is your name" "hello" ciągle nam towarzyszy na ulicach....
W niedziele rano uciekamy do Dogubayazit, czyli w kierunku głównego przejścia z Iranem.