No i oto jestem :) Dogubayazit opuscilem gdzies okolo godz 11tej - o 12tej dotarlem stopem na granice. Czuje sie jakbym od nowa wyruszalen z domu... Po miesiacu spedzonym w szalonej Turcji, poznajac wielu roznych ludzi, nawiazujac mnostwo fajnych znajomosci teraz znow jestem sam. Zaczynam od nowa. Opuszczam kraj ludzi pijacych ogromne ilosci herbaty przy kazdej okazji :) (np Kurdowie pija pol na pol z cukrem, albo zagryzaja cukrem) palacych mega ilosci papierosow, ciagle spiewajacych lub sluchajacych swojej muzyki i szalonych, szalonych kierowcow.
DOTARLEM!!!! AUTOSTOPEM Z POLSKI DO IRANU. ZOBACZYLI CI CO NIE WIERZYLI :)))))
Odprawa poszla gladko, najwiekszy ubaw mial celnik Iranski czytajacy moje nazwisko Pilu.... Pilu..... Piluccioski... Dukal, cieszac sie przy tym jak dziecko :)
Za granica udalo sie zlapac transport do najblizszego miasteczko Maku.
Dalej juz ruszylem autobusem do Tabriz. Autobusy sa tu tanie trasa z Maku do Tabriz 250 km jakie 10zl.
Kupujac bilet spotkala mnie niestety pierwsza niemila sytuacja w Iranie... tzn. bilet kupile w okienku za 40 000 riali ale na dworcu zaczalem rozmawiac z bardzo sympatyczna starsza Pania ktora znala angielski (11 lat mieszkala we Wloszech), wiec nie omieszkalem spytac jej o cene biletu... Ku zdziwieniu cena powinna by 35 000 riali i ponoc na bilecie tez byla 35 000 (napisy w ichnich robaczkach)... Oooo nie! Poszlismy z mila Pani do okienka i w ten sposob odzyskalem 5 000 riali. Niby nie duzo ale chodzi o fakt, niesmak.
Autobus jechal 4 godziny i o 19tej wyladowalem w Tabriz. Poki co miasto mnie nie powalilo, ale moze dlatego ze nie mam tu nikogo znajomego poza... starszym Panem ktrory za wspolny posilek oprowadza mnie wlasnie po miescie :)
Musze leciec bo czeka na mnie w Parku a wieczorem jestem proszony na kolacje do rodziny mojego gospodarza. Chyba jutro stad uciekne gdzies...
Niestety internet jest tu bardzo kiepski i duzo stron poblokowanych nawet Facebook :( Nie wiem kiedy ja uzupelnie te wszystkie zdjecia....
Pa pa pa pa