Dziś zgodnie z planem opuściłem Kashan i skierowałem się na południe do Esfahan po drodze nieco zbaczając z drogi do małej wioski o nazwie Abyaneh - wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wioska położona na zboczu góry, której cechą charakterystyczną są domy w kolorze czerwonym - pokryte czerwoną gliną. Żeby do niej dotrzeć z Kashan są dwie opcje: wziąć taksówkę z Kashan albo złapać autobus, który jedzie do Esfahan wysiąść po 60km (koszt 5zł) przy skręcie do Abyaneh i tam złapać taksówke (25km).
Ja wybrałem moją opcję trzecią :) Wsiadłem w autobus do Esfahan, wysiadłem na skrzyżowaniu, dosłownie po środku pustkowia (w tych rejonach nie ma nic dookoła) i postanowiłem złapać stopa :))) Ponieważ w Iranie nikt nie wie co to jest autostop a podwożenie za pieniądze jest tu powszechnie praktykowane musiałem znać najważniejsze sformułowanie, żeby wyjaśnić na czym polega moja podróż. Pul nadara - bez pieniędzy (nie mam pieniędzy) :) I tak zaczęła się moja przygoda autostopowa w Iranie :)
Pierwszy pickup podwiózł mnie tylko parę km do skrzyżowania ale tam po chwili złapałem pomoc drogową... Chłopaki z pomocy drogowej jechali na wakacje służbowymi samochodami - 3 auta :) Koguty włączone, muzyka gra i jest wesoło. Jadą zobaczyć Abyaneh a potem do Esfahan i gdzieś dalej. Pierwszy raz tańcze w Iranie :))) Taaak chłopaki zatrzymują się na chwilę (toaletę) przy drodze, rozkręcają muzykę i zaczynają tańczyć ze sobą wciągając mnie również, co z przyjemnością uczyniłem :) Po drodze również zauważamy kozice skaczące po górach (zdjęcia) i generalnie widoki są niesamowite.
Do Abyaneh docieram dosyć szybko i muszę przyznać, że miejsce bardzo mi się podoba. Czas jakby stanął tu w miejscu i pomimo wielu turystów odwiedzających to miejsce, jest tu spokojnie a ludzie, w większości starsi i szczerze uśmiechnięci żyją swoim życiem nie zwracając na to uwagi.
Pochodziłem sobie po okolicy wdrapując się również na okoliczne wzgórze z pozostałościami twierdzy, z którego roztacza się widok na cały Abyaneh.
Po tym wszystkim pozostało tylko wrócić na drogę główną (25km) i dalej próbować łapać autobus albo stopa :) w kierunku Efahan.
Pierwszego stopa łapie miłego Pana, który podwozi mnie na główną drogę do miasteczka Natanz, w którym mam złapać autobus. Niestety jak się okazuję w dniu dzisiejszym już nie ma autobusu jadącego do Esfahan a ludzie stojący na przystanku łapią wspólne taksówki - jakieś 120 km do Esfahan :/ Ja postanawiam łapać stopa - to mój żywioł i tego mi ostatnimi czasy brakowało :)
Niestety w okolicy są tylko taksówki i prywatne samochody pracujące jako taksówki (wszyscy wiedzą, że nie ma autobusu jadącego dziś przez miasteczko). Zatrzymuje samochód, który okazuje się być taksówką. I tu spotyka mnie niesamowita historia... Otóż zatrzymuje samochód, który jeździ jako taksówka a ja tłumacze mu, że nie mam pieniędzy. Hmmm autobus dziś tędy juz nie jedzie ale jeżdżą jeszcze autobusy nową oddaloną stąd pare km autostradą. Po długiej konwersacji sympatyczny Pan decyduje, że podrzuci mnie za darmo do tej autostrady. Upewniam się, że za darmo, tak za darmo nic się nie martw i klepie mnie po plecach. Po drodze jednak zatrzymuje się na postoju gdzie napotyka na grupę ludzi chcących jechać gdzieś taksówką... wysiadam więc grzecznie z samochodu i zarzucam plecak na plecy, to jasne, że chce zarobić - to jego praca. Chętnych taksówkarzy do zawiezienia mnie na autostrade nie brakuje - oczywiście za odpowiednią opłatą. Pytam jak daleko jest autostrada mój kierowca mówi 3km (choć już słyszałem od pozostałych sępów 6km). Dziękuję mu serdecznie uśmiecham się i zaczynam iść w kierunku autostrady. Kierowca zostawi jednak ludzi, dobiega do mnie i mówi, że on zawiezie mnie na autostradę za darmo, żebym nie szedł z plecakiem taki kawał na piechotę :) W podskokach wskakuje do samochodu i po 5 minutach jesteśmy na wylocie na autostrade w kierunku Esfahan. Wysiadam z samochodu i dziękuję mu ogromnie Mersi, Mersi, Mersi (powszechnie tu używane). Kierowca uśmiecha się z sympatią i.... wyjmuje z kieszeni pieniądze mówiąc trzymaj to na autobus... Wooow serce dosłownie mi rośnie... oczywiście nie mogę tego przyjąć, ja mam pieniądze na autobus, tu chodzi tylko o pewne zasady podróżowania (to komentarz dla moich bliskich - jeszcze mam pieniądze :) Kłaniam mu się w pas i serdecznie dziękuję ale nie mogę przyjąć pieniędzy. Kierowca jest chyba też pod dużym wrażeniem postawy. Mam ochotę go dosłownie uściskać za ten gest... ale on mnie wyprzedza :) Przytula mnie na misie i trzykrotnie całuje w policzki (to normalne w krajach arabskich) i ściska. Wychodzę na drogę w takiej euforii, że dosłownie biegne z plecakiem podskakując. Ludzie naprawdę potrafią być niesamowici. W podskokach łapie pierwszego stopa ciężarówkę, która podwozi mnie kawałek. Niestety jestem tak naładowany emocjami że wyskakując z niej niefortunnie przygniatam mój aparat i łamię osłonkę przeciwsłoneczną - tulipana (jak nie urok to ...... ). Po chwili łapię kolejnego stopa. Kolejny sympatyczny Pan, który jedzie do Esfahan z Teheranu, gdzie był po skóry. Ma produkcję neseserów i teczek skórzanych :) Po drodze tak usilnie ze mną rozmawiam i pokazuję zdjęcia w telefonie, że z przerażeniem patrze jak samochód jeździ po wszystkich trzech pasach... :) Podwozi mnie pod swoją firmę, ja pomagam mu rozładować samochód a on klei moją pękniętą oprawkę od aparatu i częstuję pyyyyysznymi miejscowymi biszkopatami z nadzieniem i shakiem bananowym :) Potem podwozi mnie do centrum po drodze mówiąc Ahme.... (cenzura nie pozwala mi napisanie nazwiska prezydenta Iranu :) terrorist a potem oślepia światłemi jednego ze świętych w turbanie i mówi śmiejąc się O kolejny terrorist! Super gość :)
THE END... aaa i na końcu powinienem dodać i ja tez tam byłem, biszkopty jadłem i shaka piłem :)) Ładna bajka ? :)
Jutro eksploruje Esfahan :) Dobranoc