Musze sie pochwalic ze Damavand to wyczyn mojego zycia :) Damavand to najwyzszy gora w Iranie 5670m. Zdobycie szczytu to kwestia tylko i wylacznie mojej upartosci i zawzietosci w dazeniu do celu. Tak naprade na Damavand wszedlem bez zadnego przygotowania. Wczolgalem sie raczej a nie wszedlem bo ostatnie metry tak wialo siarka ze nie dalo sie isc... Sam szczyt zaatakowalem z 3-go obozu (4300m), do ktorego dotarlismy dzien wczesniej. Tam rozbilismy namiot (noc wczesniej spalismy w I obozie -w trojke w dwuosobowym namiocie, skuleni jak psiaki... brrrr jak bylo zimno). Tak wiec z 3go obozu wyruszylem o godz 2giej w nocy sam z latarka czolowka... Kuba i Magda zostali jeszcze na godzine snu w namiocie i potem ruszyli za mna... niestety wysokosc ich pokonala i po godzinie musieli zawrocic (choroba wysokosciowa). Ja natomiast dolaczylem sie do dwoch wdrapujacych sie chlopakow i stralem sie dotrzymac im kroku (co nie bylo latwe). Ostatnie metry pokonywalem sam i szczerze mowiac to byla dla mnie jak walka o zycie..serio. Przewracalem sie co chwila, bylo mi ciezko oddychac z powodu wiejacej siarki i do tego bylo potwornie zimno (zamarzla mi woda)Przed odmrozeniem rak uratowala mnie dodatkowa para skarpetek, ktora przypadkiem mialem w plecaku izalozylem na rece... Do szczytu doszedlem po 6 godzinach ok 8 rano... Schodzenie skrajnie wyczerpanym bylo rowniez ciezkie i zajelo mi tez 6 godzin.... Po drodze przypadkiem zszedlem ze sciezki i musialem przedzierac sie przez snieg... Po 12 godzinach dotarlem dumny i ledwo zywy do namiotu w obozie :)))
PRyznam sie szczerze ze po gorach wczesniej nie chodzilem i podobno to niezly wyczyn...Co dziwne nie odczuwalem zadnej choroby wysokosciowej, co klasyfikuje mnie do zostania himalaista :)))
Och to moj kolejny odkryty talent... A ile jeszcze przed mna :))))))