WIELKI Mumbai (Bombaj) to dla mnie miasto totalnych skrajności skrajności. Z jednej strony ogromne szklane wieżowce ciągnące się jakby w nieskończoność wzdłuż morza a z drugiej slumsy zbudowane z dykt, kartonów, papieru, folii etc, ekskluzywne markowe sklepy znanych projektantów kontra bazary z tanimi podróbkami, wykwintne restauracje na światowym poziomie i zwykłe dhaby (tanie jadłodajnie) serwujące miejscowym proste jedzenie. W to wszystko wplecione jest życie 18 mln osób (!). Tak, osiemnaście milionów ludzi choć słyszeliśmy również wersje 20, 22 a nawet 24 mln osób… Tak naprawdę chyba nikt nie jest w stanie jednoznacznie podać dokładnej liczby ludności Mumbaiu z prostego powodu… otóż połowa z nich jest bezdomna, żyje w slumsach bądź śpi na ulicach… Widok Hindusów zamykających wieczorem swoje małe straganiki i rozkładających na chodniku kawałek materiału żeby pojść spać jest tu normą, podobnie jak całe rodziny śpiące z dziećmi na parkingach, w parkach, pod sklepami etc. Etc. Po prostu wszędzie… Mimo wszystko jakimś cudem potrafią być szczęśliwi a przynajmniej sprawiają takie wrażenie… Któregoś dnia totalnie rozbroił mnie mały umorusany chłopczyk, który biegł na bosaka po ulicy z siatką ryżu pod pachą, z buzią uśmiechniętą od ucha do ucha zwolnił na chwilę machnął do mnie ręką i krzyknął: „hello!” ciesząc się przy tym przeogromnie w podskokach pobiegł do slumsów po drugiej stronie ulicy…. : ) Albo dziewczynka może 10 letnia, którą spotkaliśmy na moście, z którego robiliśmy zdjęcia największej publicznej pralni (codziennie 6000 osób pierze tam swoje brudy!) Próbowała nam coś usilnie sprzedać (jakieś wisiorki), którymi my niespecjalnie byliśmy zainteresowani, więc podziękowaliśmy jej kulturalnie a ona na to ze smutną miną „hmmm…. Today no business…. : )..”, była przy tym przeurocza, więc powiedziałem jej, że jest śliczna jak modelka i że zrobię jej zdjęcie (te dzieciaki znają angielski…) od razu zapomniała o swoim interesie i nieco zawstydzona komplementami ale ogromnie zadowolona pozowała mi do zdjęć : ) Dzieci są w tym wszystkim urocze i dzieci zawsze najbardziej mi szkoda… ok ale nie o tym miałem pisać :) (Książkę pt. „Filozofie i życiowe przemyślenia dr Pilucha” napiszę dopiero po powrocie ;-)
3 dni włóczenia się po mieście szalonym jak Mumbai są pozwalają poczuć jego klimat i zobaczyć trochę rzeczy. My oprócz dzielnicy Colaba (w której mieszkaliśmy), na której znajduje się najwięcej obiektów turystycznych wartych zobaczenia typu: india gate, hotel taj mahal i szereg innych zabytkowych robiących spore wrażenie budynków, zobaczyliśmy także publiczną pralnię, boisko do krykieta (położone w centrum miasta- tu ludzie przychodzą żeby uciec od zgiełku miasta i zażyć trochę aktywności a w niedzielę odbywają się mecze). Odwiedziliśmy także kościół na wzgórzu Mt. Mary gdzie pomodliliśmy się za Wasze zdrówko i pogodę w Polsce ;) i do tego wszystkiego spotkaliśmy paru naprawdę miłych ludzi - pierwszy raz się zdarzyło że w Indiach ktoś zapłacił za nas bilety autobusowe, poopowiadał trochę o mieście a nawet zaprosił na herbatę (niestety mieliśmy inny plan).
Jadąc do Mumbaiu mieliśmy mieszane uczucia, czy aby na pewno chcemy go oglądać i czy ten zgiełk nie wpłynie niekorzystnie na nasze jakże wrażliwe umysły ;) Teraz mogę stwierdzić, że naprawdę warto tu przyjechać i poczuć ten klimat. Choćby na 2-3dni… i prędko uciekać na Goa : )