Dziś dotarłem wreszcie do Urfy :) Choć miałem zamiar być już tam od dwóch dni to moje lenistwo z Gaziantep wzięło górę... Wczoraj już spakowany pożegnałem się i wyszedłem z domu ale najpierw poszedłem na pocztę żeby wysłać paczkę z częścią niepotrzebnych rzeczy do Polski. Poczta była otwarta dopiero od 13.30 więc godzinkę poczekałem. Potem okazało się, że nie mają kartonów (a dogadanie się graniczy z cudem), więc biegałem po okolicznych sklepach w poszukiwaniu jakiegoś pudełka. Jak już je znalazłem i spakowałem co zajęło kolejną godzinke to okazało się że z tej poczty nie można wysłać paczki do Polski, tylko z centrum :) No więc pojechałem z plecakiem i kartonem do centrum, tam że tak powiem przyjęli mnie od zaplecza, bez kolejki i byli mocno przejęci... Najdłużej trwało ustalanie ceny bo nie bardzo wiedzieli jak to policzyć (choć była podana na stronie poczty..:) Suma sumarum paczkę o wadzę 4,4kg wysłałem do Polski pozbywając się tym samym: pary butów, małego plecaka, dżinsów, bidonu, i paru t-shirtów :) Do domu wróciłem z powrotem ze świeżym melonem po godz. 18tej i nieźle się przy tym ubawiliśmy :) Dziś moja autostopowa ambicja wzięła górę. Dotarłem do Sanliurfa już o 15tej :) Przez część drogi jechałem z transportem nowych samochodów (coś jak u nas Mostva) jakiejś bliżej mi nieznanej marki koreańskiej... Laweta jechała aż do.... Iraku, no ale ja niestety nie mam wizy więc wysiadłem w Urfie ;)
Idę szukać spania... jest 38 stopni ;) Uffff.....
Miejsce do spanie znalazłem z polecenia Dżelila w nowym Guest Housie o nazwie „Edessa”. Owy GH znajduje się w kamienicy Armeńskiej z XIXw. W samym centrum Urfy. Mój pokój to w zasadzie apartament... kwadrat 4x4m z poduszkami na podłodze :) ale naprawdę klimatyczny (zdjęcia w załączniku) no i przede wszystkim w idealnej lokalizacji wypadowej. Urfa to miasto, które spodobało mi się od samego początku. Czyste, spójne, bez blokowisk, no może jedynie są na przedmieściach ale i tak budynki są ładnie zrobione, wyłożone błyszczącą mozaiką. W Urfie mieszają się trzy kultury: turecka, kurdyjska i arabska. To pierwsze miasto w którym tak powszechne jest noszenie przez mężczyzn chust na głowach. Kolor chust, który tutaj króluje to fiolet ale można również zobaczyć kraciaste chusty typowo arabskie. Do granicy z Syrią jest jakieś 50km, więc bardzo blisko. Jeden z moich stopów jechał właśnie do Syrii po tanią benzynę, która w Turcji jest strasznie droga 8 zł litr, gaz 4,5 zł. Z nim też miałem kulturalną dyskusje w drodze ponieważ chciał żebym mu zapłacił, więc kulturalnie tłumaczyłem że ja podróżuję bez pieniędzy i jak chce kasy to żeby mnie wysadził :) Słynne, jakże pomocne dwa wyrazy, które poznałem na samym początku mojej podróży od Maćka w Konya „para jok” - bez pieniędzy działają :) Do tego Pan jest Kurdem, więc zgaduje go o muzyce, parę wyrazów kurdyjskich i jest mój :)
Przez dwa dni spędzone tu zwiedziłem w sumie całe miasto a także oddalony o 40 km stąd Harran czyli ruiny starożytnego miasta. Dzień wcześniej na mieście zaczepił mnie na Anglik, który powiedział o Harranie, wiesz jak zobaczysz jeden kamień to kolejne to tylko kolejne kamienie (ignorant)... może nie do końca ale coś w tym jest... Choć oczywiście Harran był ciekawy, podobnie jak ludzie, którzy mnie tam podwozili (zdjęcia w załączniku). :)) Mój drugi dzień w Urfie przypadł akurat na moje imieniny, więc ugościłem się tak, że aż mi poliki zdrętwiały pod wpływam ilości zjedzonego przeze mnie lokalnego ciasta imieninowego – Kunefe, czyli ciasta robionego z sera polanego słodkim syropem i posypanego pistacjami... mniam... :)
Ps. Dzięki wszystkim za sms-owe życzenia :)))