Geoblog.pl    PiluchSupertramp    Podróże    Stopem do Azji i dalej...    Ciepło, ciepło, GORĄCO!!! IRAQ KURDISTAN ARBIL - stolica Kurdystanu
Zwiń mapę
2011
04
lip

Ciepło, ciepło, GORĄCO!!! IRAQ KURDISTAN ARBIL - stolica Kurdystanu

 
Irak
Irak, Arbil
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4259 km
 
Pomysł szybko wdrażamy w życie. Wstajemy o całkiem przyzwoitej porze i około 9tej jesteśmy już z plecakami na drodze z Mardin w kierunku granicy z Irakiem. Pierwszy stop to wolna ciężarówka, która wysadza nas po godzinie. Jest tak gorąco na drodze, że woda w butelkach jest jak z czajnika. Drugi samochód, który udaje nam się złapać to osobówka kierowca i pasażer który jest Kurdem wracającym do domu. Opowiada nam trochę o sytuacji w Iraq i Kurdystanie (uzyskał autonomie). Jest nauczycielem i tez ekspertem od budowy dróg. Przez parę lat pracował dla USA jako tłumacz i może tam pojechać bo ma zieloną kartę ale nie chce (chwali się). Widać też, że prawdziwie nie lubi Turków. Obustronne niechęć a wręcz nienawiść jest w tej części Turcji widzialna i słyszalna. Z jego samochodu wysiadamy w Silopi, czyli przygranicznym miasteczku (wszechobecne tu szmuglerstwo). Gość płaci kierowcy (to była jego taksówka) i mówi, że teraz musimy przesiąść się w inny samochód, który przejedzie z nami przez granica. Zaprasza nas ze sobą. My niewiele myśląc mówimy czemu nie, przecież jedzie w naszym kierunku... i tu nasza historia się zaczyna...
Kierowca prosi o nasze paszporty bo wypełnia papiery kogo przewozi przez granice. Wiza dla Europejczyków do Kurdystanu jest bezpłatna i tylko na 10 dni. Przejeżdżamy z kierowcą i naszym „uprzejmym znajomym” przez granicą Turecką, gdzie dostajemy stemple, że opuściliśmy Turcję. W międzyczasie nasz znajomy coś przebąkuje, że będziemy musieli zapłacić 20$ za te papiery do przejechania granicy... Nic o tym wcześniej nie było mowy ale ok 20$ na dwie osoby jesteśmy w stanie wydać, jeśli oczywiście jest to rodzaj oficjalnej opłaty. Kilkaset metrów dalej podjeżdżamy pod budynek straży granicznej Kurdyjskiej. Tu musimy załatwić wize. Policjant prosi nas do okienka, krótka rozmowa po co dokąd etc. generalnie bardzo sympatyczny człowiek, wbija nam stemple w paszporty i serdecznie wita w Kurdsytanie. Możemy tu spędzic 10 dni i po tym czasie musimy się zgłosić na posterunek policyjny po pozwolenie jeżeli będziemy chcieli zostać dłużej. Wiza nie dotyczy wjazdu do części arabskiej, przed którą ostrzegają nas wszyscy, łącznie z miejscowymi po drodze. To bardzo niebezpieczna część Iraku, w której każdy biały jest łakomym kąskiem dla porywaczy.
No to mamy już wszystko... prawie... Nasz przyjemny anglojęzyczny kolega informuje nas, że musimy zapłacić za taksówkę, którą przekroczyliśmy granicę... bagatela 50$ czyli „tylko” po 25$ od osoby bo on jest na tyle dobry, że za siebie zapłaci więcej - 30$. Nie z nami te numery Bruner!!!

Nie zamierzamy za nic płacić. Przez miesiąc czasu przemierzyłem stopem całą Turcje nie płacąc nic za transport i nie zamierzam teraz zapłacić nic więcej poza obowiązkowymi opłatami... a tych jak się okazuję brak. Dyskusja zamienia się w kłótnię jest naprawdę delikatnie mówiąc nie miło. On mówi, że to normalne, że każdy płaci za siebie a jak nie to kierowca zadzwoni po policje. Jego to nie interesuje, on zapłaci za siebie a my będziemy mieli problemy bo przecież to była taksówka. Tłumaczymy, że nikt, nic nie mówił o opłatach a on zaprosił nas do jego taksówki. Próbuje nas straszyć.. kurdupel w ciemnych okularach :) Robi się zamieszanie a on mówi coś po kurdyjsku pracownikom urzędu celnego, bierze swoją walizkę i wychodzi z budynku. Niestety odprawiającego nas policjanta nie ma w tej chwili w budynku a nikt inny nie mówi po angielsku, więc ciężko się bronić. Pracownicy, którzy znają tylko jego wersję patrzą na nas krzywo... Nie zamierzamy nigdzie wychodzić ani nikomu płacić, czekamy na rozwój sytuacji... Kierowca taksówki również wychodzi i zaraz po tym Bogu dzięki pojawia się nasz policjant, któremu relacjonujemy całe zdarzenie. Pyta gdzie jest ten kierowca? Już go nie ma. Mamy się nie martwić, pozostali też patrzą na nas pozytywniej. Emocje opadają a bieg naszej historii obiera znowu pozytywny kierunek... Policjant załatwia nam transport klimatyzowanym autokarem, który jedzie pusty do Erbil, czyli stolicy Kurdystanu po turystów (oczywiście zgodnie z naszymi zasadami bez opłat) :) Welcome in Kurdistan :)

Pierwsze co rzuca mi się w oczy i do czego nie przywykłem w Turcji to liczne punkty kontrolne wojska tzw. checkpointy. Sprawdzają dokumenty, pytają skąd? Dokąd? Etc. Po kolejnej kontroli broń i wojsko nie robi już takiego wrażenia. Kolejna rzecz to napisy po arabsku (robaczki :) oraz dobre, drogie samochody. Dosłownie co drugi to naprawde dobra terenówka. Najwięcej jest Land Cruiserów :) Tu sprzedawcy Toyoty muszą mieć raj (w tym miejscu pozdrowienia dla kochanej Radości :)
Do Erbil docieramy dopiero około 19tej, więc musimy szybko coś zjeść bo po całym dniu jesteśmy mocno głodni a potem musimy znaleźć internet i spróbować szczęścia w poszukiwaniu miejsca do spanie przez couchsurfing. Kolejna ciekawa sprawa to w „kebabowni” kelner oddziela nas parawanem od pozostałej części jedzących mężczyzn :) Ku zdziwieniu także znacznie łątwiej znaleźć tu osobę mówiącą po angielsku niż w Turcji, ponieważ mają angielski w szkołach.

Po wysłaniu paru zapytań udajemy się na spoczynek w okolicznym parku. W Kurdistanie jest bardzo bezpiecznie i nie ma mowy o kradzieżach o czym zapewniają nas wszyscy. Spanie w parku nie jest tu niczym dziwnym... pod jednym warunkiem... , że nie jest się białą kobietą o blond włosach :/ Jesteśmy tak zmęczeni, że przycinamy drzemke. Jak otwieramy oczy okazuje się, że jesteśmy w centrum uwagi. Wokół nas stoją ludzie i nas obserwują... upsss. Jeden gość mówi po angielsku więc rozmawiamy z nim przez chwile. Ponoć pracuje dla USA jest żołnierzem ale nie takim mundurowym i ostatnie 10 lat spędził w USA a teraz jest tu ale ma zieloną kartę i różne zadanie tu do wykonania. Urodził się w Bagdadzie ale sam mówi, żebyśmy przypadkiem nie jechali do części arabskiej. Prowadzi nas do dobrego hotelu, w którym możemy zostawić bagaże, zabieramy tylko maty do spania i ruszamy na włóczęgę. Hotele są tu drogie i nie na tym rzecz polega... Znajdujemy park przy, którym jest budka policyjna, więc wydawałoby się, że luksusowo... No właśnie pozory mylą. Panowie policjanci wypatrzyli Monikę, stoję i obserwują, nabierają rozpędu i nawet proponują pieniądze... Musimy się ewakuować. W skrócie mówiąc to była ciężka, długa nieprzespana noc.
Rano udaje się sprawdzić maila. Ufff jest jakiś host, który ma po nas przyjechać. Ja dosłownie zasypiam na stojąco. Do tego jest tak gorąco, że nie ma czym oddychać, od rana jest ponad 40C.

Dla odmiany naszego stanu bytu nasz host przyjeżdża po nas nowym Land Cruiserem 200 silnik benzyna V6, tu nikt nie używa diesla – benzyna jest tańsza od wody, litr kosztuje ćwierć dolara :)

Zabiera nas do swojej willi w dzielnicy willowej „English Village”, oczywiście klimatyzowanej, z duuuużą plazmą a nwet własną gosposią - Rita murzynka z Etiopii :) Nieźle. Zasypiam w locie (początek już w samochodzie). Zwiedzanie miasta zaczynamy około 16tej.

Tak naprawdę do zwiedzania nie ma za wiele: wzgórze ze starymi rekonstruowanymi budynkami górujące nad miastem, bazar... Chodzi bardziej o poczucie panującego tu klimatu i powolne włóczenie się ulicami. Włóczenie musi być leniwe bo temperatura jest tak wysoka że jak zawieje wiatr o mam wrażenie, że dosłownie wypali mi oczy (42C). Miasto to różni się zdecydowanie od miast tureckich. Jest tu sporo ludzi z dużymi pieniędzmi, dużo bardzo dobrych samochodów, pyszne lody i wreszcie owocowe koktajle, które pochłaniam kubkami (melon i banan :)
I to chyba wszystko z rzeczy materialnych, bo głównie chodzi o ludzi, którzy są sympatyczni, rozmowni (rzadko widzą turystów), mniej męczący jak w Turcji no i te ich oryginalne stroje :) Zdjęć wojska, policji etc. oczywiście robić nie wolno, więc tego się nie spodziewajcie. Można za to stracić minimum np. aparat :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (34)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 88 wpisów88 169 komentarzy169 820 zdjęć820 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.06.2011 - 22.12.2011