Bondziorno :)))
Wczoraj wyjechalem z Leh a dzis wrocielem :) Plan byl nieco inny ale jak zwykle jak to z planowaniem bywa... Najlepszy plan to brak planu :) Wczoraj po odwiedzeniu poczty (2godziny - pisanie kartek i wysylanie :) wyruszylem zgodnie z zamiarem z Leh lokalnym autobusem. W autobusie poznalem towarzystwo wloskie (dwie dziewczyny), ktore mialy doi odwiedzenia te same miejsca - Monastyr w Shey oraz w Thikse. Ruszylismy zatem razem. Mielismy niesamowitego farta bo w Shey byly akurat jakies uroczystosci z udzialem wysoko postawionych mnichow i bylo mnostwo ludzi rozwniez reporterow z caleo swiata :)) A my poprostu sobie weszlismy z aparatami a poniewaz moj aparat jest duzy wszyscy mysleli ze jestem dziennikarzem wiec zadanie bylo ulatwiony i porobilem fajne zdjecia. Do tego przypadkiem doslownie wpadlem pozniej na prowadzacego ceremonie i zrobilem mu zdjecia z 2metrow , ochrona mnie przeprosila. Jak sie pozniej okazalo tego Pana Mnicha zobaczylismy pozniej na zdjeciu na oltarzy w najwazniejszym klasztorze w regionie Ladakh - w miescie Hemis (to rowniez przywodca tego klasztoru :) Niezla historia. Potem poszlismy pieszo z Shey do Thikse (2km) gdzie zostalismy na noc, po to zeby wstac o 6 rano dnia nastepnego na poranna Puje (pudza - masza mnichow) w klasztorze w Thiksey. Bardzo ciekawa sprawa i warto to przezyc (choc trzeba wstac ;) Jest duzo mnichow (malych i duzych), modla sie, spiewaja, bebnia oraz w trakcie jedza cos w rodzaju sniadania (mleko z jakas maczka oraz jablka) - mozna sprobowac :) Bardzo ciekawa sprawa. Mali mnisi niezle przy tym rozrabiaja :) W monastyrze zrobilem tez drobne zakupy u mnicha farmaceuty, ktory trudni sie ajurweda i za pare zl kupilem ziolowe ajurwedyjskie tabletki (kuleczki) na kaszel oraz na wszelki wypadek na zoladek :) Potem zjedlismy sniadanie odpoczelismy gdzies na trawce i ruszylismy do Hemis jakies 20 km dalej zeby zobaczyc kolejny monastyr (ten naszego znajomego przywodcy ze zdjec :) Z Hemis - monastyru polozonego 4 km w gore od drogi niestety schodzilismy pieszo i wszystko to razem zebralo sie w czasie ze jak zeszlismy na dol bylo juz za pozno zebym ruszyl gdziekolwiek dalej, wiec wrocilem na noc znowu do zaprzyjaznionego Leh :)
Jutro rano wstaje i ruszam na przelecz Tanglala i gdzies dalej do okolicznych wiosek. Juz nie wroce do Leh :)
Buziaki ; )
Ps. Ale mam fajne zdjecia tererere ;)