Geoblog.pl    PiluchSupertramp    Podróże    Stopem do Iranu i dalej...    Kanyakumari – miejsce magiczne…
Zwiń mapę
2011
06
paź

Kanyakumari – miejsce magiczne…

 
Indie
Indie, Kanyakumari
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16409 km
 
Kanyakumari to miejsce położone na samym koniuszku półwyspu indyjskiego znane także jako Cape Comorin, słynące przede wszystkim dla Hindusów jako miejsce magiczne w trakcie tzw. Chitra pournami – czasu kiedy to można oglądać równocześnie zachód słońca oraz wschód księżyca (historia święta powiązana jest też z elementami wierzeń Hindusów) bla bla bla.
Kanyakumari to także miejsce, w którym łączą się trzy wody: ocean indyjski, morze arabskie oraz zatoka bengalska. Miejsce, które my już z samych jego opisów i położenia wyobrażaliśmy sobie jako całkowicie magiczne… I tak się w pewnym sensie okazało, choć nie za sprawą jego położenia… i nie magiczne a raczej magicznie szalone…
Sama droga do Kanyakumari przebiegła dosyć sprawnie i nawet szczęśliwie udało nam się zdążyć na wschód słońca (wow)… wchód, który miał być piękny, cichy i magiczny… ech… Magia wschodu i jego cisza zostały jednak „nieco” zakłócone przez tysiące hindusów, pielgrzymów, którzy przybyli tu na trwający festiwal (tych w Indiach podobnie jak czczonych bóstw nie brak). No a jak festiwal to nie ma mowy o ciszy i spokoju czy wolnym skrawku do obserwowania wschodu : ) Bo jakby ktoś nie wiedział to dwóch Hindusów jest w stanie zrobić więcej hałasu niż cały autokar polskich dzieci na postoju przy stoisku z chipsami. Święta zasada Hindusa spędzającego wakacje mówi: Ma być głośno, tłoczno i kolorowo! O! : )
W ten oto sposób trafiliśmy w magiel Kanyakumari...
Po wschodzie ruszyliśmy umordowani bezsenną drogą w poszukiwaniu kwater. Niestety napotykamy na kolejne „sorry mister…”. Jest festiwal i nie ma wolnych pokoi a jak już są to cena kilkukrotnie przewyższa normalną.
Rozdzielamy się więc w poszukiwaniu miejsca do spania i tu cała magiczna dla nas przygoda się rozpoczyna… Otóż całkiem przypadkiem, robiąc zdjęcia ciekawym ludziom (w moim mniemaniu bardzo dyskretnie) poznaję przemiłego gościa – jednego z Sadhu (kapłana ascetę), który po krótkiej rozmowie proponuje mi nocleg w ashramie jego przyjaciela – miejscu pielgrzymów i medytacji…. Hmm… Jak dla mnie pomysł nieźle szalony a im bardziej szalony tym bardziej dla ciekawy i trzeba go zrealizować… Pozostaje tylko poznać nowego znajomego z resztą grupy i spytać co oni na ten pomysł… Za pomysłem noclegu w ashramie był oczywiście mój braciszek, wiedziałem : ) Chłopaki umęczeni wybrali guest house, który w międzyczasie znaleźli. Zatem rozdzielamy się i razem z Maciulą i nowym znajomym jedziemy rykszą do ashramy… sami jesteśmy jeszcze w szoku, że to robimy i mega ciekawi co to będzie, co za ludzie etc. Towarzyszy temu oczywiście lekki niepokój i adrenalina ale również ogromna ciekawość… wreszcie coś się dzieje... ; )
Miejsce to dom położone na uboczu jakieś 2 km od centrum nad samym morzem. Bramę otwiera nam gospodarz roześmiany Sadhu Bike Baba :) Chudy, przygarbiony, z dredami do pasa dzięki czemu jego głowa wydaje się być większa od reszty ciała :), żartujący sobie że jest wolny jak ptak rozkładając przy tym ramiona i szybując na wietrze… To guru, który ma swojego ucznia. On przynosi nam herbatę i jedzenie. Mówi, że możemy zostać u niego jak długo chcemy, daje nam pokój i wszystko co potrzebujemy. To wszystko co tu widzę, w połączeniu ze zmęczeniem i niewyspaniem sprawia, że mam wrażenie że to jakiś sen…
Ok, tak naprawdę nie wiem jak opisać sam klimat panujący w ashramie i ludzi tam poznanych. Po prostu było to niezwykłe, całkiem nowe (choć trochę podobne do rainbow ghateringu w Turcji) doświadczenie i nie chce tego opisać tak żeby było opatrznie odebrane, zapraszam do lektury zdjęć - niebawem.
Po południu ruszyliśmy z naszym znajomym na procesje festiwalu w centrum miasta. Muzyka, tańce, ludzie przebrani za przeróżne postacie bóstw, słonie, konie etc. Robimy tu setki zdjęć. Wieczorem już z chłopakami ze Szczecina oglądamy z dachu ashramy magiczny zachód słońca w Kanyakumari najdalej wysuniętym na południe punkcie Indii.
Nie zdecydowaliśmy się zostać tam na noc, postanowiliśmy jeszcze tego samego wieczora ruszyć w dalszą podróż i kolejną noc bez łóżka tym razem Bolek i Lolek w autobusie do Chennai…
Mamy tam do załatwienia pewną bardzo ważną dla nas sprawę a potem to już tylko jeść i spać, jeść i spać i znowu jeść i regenerować siły… należy nam się…
Ps. Właśnie rozpoczął się 5 miesiąc mojej podróży i 3 miesiąc w Indiach po których poruszamy się już dość sprawnie, zarówno jeżeli chodzi o kwestie transportu jak i sfery żywieniowe, kulturowe etc. Po prostu jakoś tak obyłem się z otoczeniem i przyzwyczaiłem do tego wszystkiego i.. to śmieszne uczucie bo momentami zapominam totalnie, że to Indie i jest tu dla mnie tak zwyczajnie, codziennie… Fajnego przebłysku dostaliśmy z Maćkiem na Goa kiedy weszliśmy do wody a dookoła były palmy… popatrzyliśmy z Maćkiem na siebie i coś do nas dotarło… to nie Bałtyk, jesteśmy w Indiach, na Goa kilkanaście tysięcy km od domu… szybko obliczyliśmy czas jaki jest w Polsce, u nas była 11, więc w Polsce 7.30 środa.. ludzie, znajomi w garniturach (bądź bez) idą do pracy... a my…? PLUM!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
rim
rim - 2011-10-11 12:13
Piotr ale te dwa ostatnie zdania to mógłbyś z łaski swojej sobie darować :P ...
 
MarekM
MarekM - 2011-10-11 14:10
Właśnie, z tym PLUM! to gruuubo przesadziłeś:)
 
kacrap
kacrap - 2011-10-11 23:32
bez plum tez mozna
 
Misti
Misti - 2011-10-27 08:31
Popieram - ostatnie zdanie było zbędne :P
 
PiluchSupertramp
PiluchSupertramp - 2011-10-27 08:37
Przepraszam, faktycznie ponioslo mnie... to bylo raczej PLUSK!!! :)
 
 
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 88 wpisów88 169 komentarzy169 820 zdjęć820 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
01.06.2011 - 22.12.2011