Delhi – tu zaczęła się cała historia indyjska, tu pierwszy raz poczułem smak i zapach Indii, tu odbierałem kilka miesięcy temu Maciulę i teraz jestem tu po raz trzeci, ostatni - do trzech razy sztuka :)
Delhi, miejsce które do niedawna wydawało mi się najgorszym miejscem w Indiach, pełnym brudu, biedy i masy oszustów, dziś już mi się aż tak złe nie wydaje… To chyba dlatego, że trochę „nauczyłem się” Indii jeśli można tak powiedzieć. Spędziłem w tym kraju blisko 4 miesiące i objechałem je dokładnie dookoła :) Choć muszę przyznać, że 4 miesiące to zdecydowanie za mało żeby poznać całe Indie, kraj którego tylko jeden stan ma wielkość całej Polski a w jednym mieście żyje liczba ludności równa połowie populacji całej Polski : ) Paradoksalnie mimo swojej wielkości po raz kolejny to tu przekonuje się w czasie pobytu w Delhi jaki świat jest mały. Otóż pierwszego dnia po przyjeździe spotykam w Delhi dwie znajome mi osoby – Polkę, którą poznaliśmy w Nepalu w Kathmandu podczas załatwiania pozwoleń na trekking i Jamala – muzułmanina z Francji, którego poznaliśmy dwa miesiące temu na Andamanach :) On też nie wierzył w nasze spotkanie po dwóch miesiącach : )
Trzy dni pobytu w Delhi spędziłem głównie na szwędaniu się po zakamarkach Old Delhi, czyli starej, w dużej części muzułmańskiej i do tego bardzo klimatycznej dzielnicy z tzw. duszą. Podczas jednego z moich spacerów przytrafiła mi się niezwykła dla mnie historia (choć myślałem, że już nic się nie wydarzy)… Otóż przypadkowo poznałem młodego muzułmanina, który dysponował akurat wolnym czasem a także zdecydowaną ochotą dotrzymania mi towarzystwa i opowiedzenia co nieco na temat muzułmanizmu. Pokazał mi m.in. meczet, ukryty gdzieś w wąskich uliczkach Delhi, w którym ściany ozdobione były w niezwykły sposób kamieniami ręcznie wykuwanymi w postaci mozaiki a ponieważ zbliżał się czas modlitwy spytał czy chcę w niej uczestniczyć modląc się razem z i innymi muzułmanami. Wooow, Jak dla mnie to niebywałe!!!! Spędziłem miesiąc czasu w Iranie – miejscu bardzo religijnych muzułmanów i nikt nigdy mi tego nie zaproponował, to wydawało się wręcz niedopuszczalne a tu nagle… Tak więc z ogromnym zapałem zgodziłem się na propozycję.
Cały rytuał rozpoczął się od mycia, którego sposób jest ściśle określony tzn. ile razy, którą rękę, dokąd - po nadgarstek, później do łokcia, dalej stopy, twarz, uszy, włosy itp. Dopiero po tym można przejść do środka meczetu celem modlitwy. Nastrój panujący w meczecie podczas modlitwy i wykonywania kolejnych pokłonów dla Allaha był podniosły i jakiś taki bardzo wyjątkowy i ja też tak się czułem. To było dla mnie zdecydowanie niezwykłe, duchowe przeżycie móc modlić się z około 30stoma muzułmanami w meczecie w Indiach…
Teraz tak sobie myślę, że podczas mojej całej podróży modliłem się w świątyni z Sikhami (Amritsar), Hindusami (np. Rishikesh), Buddystami (Dalai Lama-McLeod Ganj), Katolikami (Kolkata) i teraz jeszcze z Muzułmanami w meczecie to może ja jakim świętym zostanę… ;) a jak nie Świętym to i tak na pewno Wy długo będziecie cieszyć się dobrym zdrowiem :)
Kończąc pisanie tej notatki na geobloga rozejrzałem się leniwie po pokoju w poszukiwaniu zegarka(godzina odlotu już się zbliżała). Pokój przypomina mi tak naprawdę nieco więzienną celę, patrzę na okno, które dzień wcześniej do połowy zakleiłem gazetą, żeby nie wiało z powodu braku szyby ( choć okno i tak wychodzi na ścianę innego budynku, który jest w odległości około metra) i tak sobie myślę, że pewnie jeszcze kiedyś za tym wszystkim zatęsknię… ale póki co straaaasznie się cieszę, że jadę na święta do domu, dosłownie roznosi mnie pozytywna energia : )